diarsowe dni, diarspasje, diars

środa, 17 lutego 2021

Dzień Kota

 "W domu, w którym jest kot, nie potrzeba już dzieł sztuki"...W.Bates


 

Dziś 17 luty, Dzień Kota, więc jak takie kociary jak ja z Lidką mogłybyśmy pominąć to święto?

Odkąd pamiętam zawsze uwielbiałam koty, a potem nagle stałam się Pańcią małego brzydala, który miał być kocurem, a okazał się kotką. Mała, bo tak otrzymała ode mnie na imię, była moją towarzyszką przez 14 lat. Uwielbiała ssać moje ubrania 😍 i podkradać mi lody z patyka. Do najpiękniejszych nie należała, ale była wspaniałą towarzyszką codziennego życia. 

Lidka też jest po mnie kociarą i teraz wszystkie koty są jej! W swoim dotychczasowym życiu była już Pańcią dwa razy. Niestety każdy kot, który pojawiał się u nas w domu po jakimś czasie znikał w niewyjaśnionych okolicznościach. Pozostawiał łzy i żal aż do przybycia następnego futrzaka. Dlaczego piszę przybycia? Dlatego, że każdy kociak, którego mieliśmy był podrzutkiem. ..niechcianym, odepchniętym lub wyrzuconym, a u nas znajdował ciepłe schronienie i miłość bezgraniczną.

Pierwszy zamieszkał z nami Łapa...kiedy zaglądał w okno tarasu, Lidka miała 1,5 roku i od razu się w nim zakochała. To była jej pierwsza kocia miłość. 


 

Łapa był zadbany, nie bał się sprzętów domowych i kochał dzieci. Kiedy już było pewne, że nikomu nie uciekł, został z nami. Był prawdziwym towarzyszem pierwszych zabaw Lidzi. Członkiem rodziny. Niestety po niespełna dwóch latach przepadł jak kamień w wodę. Długo szukaliśmy go, ale na próżno. Nie odnalazł się, a znalezienie "takiego samego, z białą chusteczką pod szyjką i złotymi oczkami" graniczyło z cudem. 


 

Każdy kociak, którym chcieliśmy zastąpić Łapę, zawsze miał coś nie tak...po prostu nie był Łapą. Nie mieliśmy więc kota ponad rok, a może dłużej, a wspomnienia o przyjacielu nie gasły.  

Aż pewnego razu, przypadkiem natrafiłam na ogłoszenie lokalne , że na klatce schodowej pewnego bloku w Chełmie przesiaduje rudy kot i w związku ze zbliżającą się zimą szukają dla niego domu. To był impuls. Nie zastanawiałam się ani chwili i z transporterem w dłoni pojechałam. Nie przyglądając się zbytnio kotkowi, zabrałam go do naszego domku. Przez całą drogę kot jęczał żałośnie, a po przyjeździe do domu wszedł w tak ciasny zakamarek, że nie sposób było zobaczyć nawet czubka jego nosa. Lidka była wniebowzięta, że ma nowego kotka. Mnie dopadło zwątpienie, a euforia zaczęła ustępować miejsca przerażeniu. Kot w tym zakamarku przesiedział całe popołudnie, wieczór i noc. Nic nie dawało kicianie, proszenie ani pachnące smakołyki. Następnego dnia po śniadaniu Lidce udało się wywabić nowego lokatora z kryjówki. Opuściwszy swój azyl, pognał czym prędzej na klatkę schodową, usiadł na jednym ze schodków i nie ruszył się z miejsca. To przecież było jego miejsce w bloku. Schody.



 

 Lidka była nim tak zauroczona, że tego dnia za nic na świecie nie chciała iść do przedszkola i przesiedziała na schodach pół dnia. Ze względu na karmelowy kolor sierści, nazwała kotka Irys. 


 

Po niedługim czasie, zdobyliśmy zaufanie rudzielca. Kot okazał się być stary i charczący i nie były mu w głowie harce z dwójką maluchów, ale mimo to był najukochańszym "Irusiem" na świecie. Został. Niestety po kilku miesiącach też zaginął. Znów powtórzyła się historia. Płacz i tęsknota dziecka.

Postanowiłam, że kota już nie będziemy mieć! Nie chciałam kolejny raz się przyzwyczajać, patrzeć na szczęście Lidzi, a potem znowu przeżywać smutek rozstania i rozpacz dziecka. Kota miało u nas już prędko nie być...miało...ale życie się rządzi swoimi prawami i pewnego wakacyjnego dnia na naszym podwórku pojawił się On.

Młody pręgowany kocurek. Był bardzo głodny. Łasił się do dzieci i był skory do zabaw. Zapewnił im latem świetną rozrywkę i zajęcie. 


 

Wystarczyło, że przez kilka dni dostawał czułe pieszczoty i pyszne jedzonko od Lidki, aby została jego Panią. Otrzymał słodkie imię Cukierek, ale wołamy na niego Cukuś😁 Zamieszkał w naszym domu, ale nie jest typem kanapowca. Lubi chodzić swoimi ścieżkami i zwiedzać okolicę, a najbardziej uwielbia swojego najlepszego przyjaciela z sąsiedztwa 😉 Upodobali sobie obaj pudełko po zakupach i nie pozwalają go zutylizować 😁 


 Cukuś codziennie jest czule witany przez swoją właścicielkę, a po południu czeka przed drzwiami na jej powrót z przedszkola. Bawi się z dziećmi i uczy ich bardzo ważnej cechy - odpowiedzialności, bo przecież kotkiem trzeba się opiekować!
Na razie jest z nami...i jest mu u nas dobrze, a my mamy nadzieję, że ta historia zakończy się inaczej niż dwie poprzednie i będzie "żył z nami długo i szczęśliwie"....

 


A jakie są Wasze wspomnienia związane z kotkami? Świętujecie ze swoimi pupilami? Pochwalcie się fotkami w komentarzu. Pozdrawiamy! Diana i Lidka

1 komentarz:

  1. U nas niestety kota brak z powodów alergicznych : - choć miłość do kotów - ogromna :) Ja sama w domu rodzinnym miałam ukochanego, czarnego z "bialym krawatem" Fidela. Dostojny, futrzasty łobuz, ulubieniec rodziny... Był z nami przez wiele lat...ot takie wspomnienie na Dzien Kota :)

    OdpowiedzUsuń

Chcę Ci rzec coś, kochana...

Chcemy Ci rzec coś, kochana! Dzisiaj, jak co dzień rano, zerwałaś się do pracy. Wstajesz tak wcześnie, Mamo, o świcie, niby ...