diarsowe dni, diarspasje, diars

czwartek, 27 maja 2021

Taka Ja - Mama

"Wstajesz wcześnie ze słońca wschodem
i jak słońce nad domem świecisz.
I jak słońce, które ogrodem
idzie - krzątasz się pośród dzieci.
Twój to promień świeci nad kuchnią,
to nad chlebem, nad szklanką mleka.
Nawet kiedy czasem mi smutno,
gdy Cię ujrzę to się uśmiecham.

Kiedy idę do szkoły rano, 

Ty mnie żegnasz czuła i dobra.
Ty mnie głaszczesz swą spracowaną
ręką , kiedy wracam na obiad.
Ja wiem, Mamo, wiem, ile troski
w każdy dzień, chwilę włożyć trzeba –
Ile pracy, aby z gałązki
wielkie, piękne wyrosły drzewa." 

 -Mamo, jakie jest Twoje marzenie? - Powiedz, a ja sprawdzę czy się spełni, tylko znajdę dmuchawca. O, tam są ! Już możesz mówić. To jak? ....

Jesteśmy na spacerze, jak zawsze bawimy się w przyjaciółki. Mamy wymyślone imiona, wiek, różne zwierzątka. Zawsze z nami idą też dwa konie, na które czasem wskakujemy i galopujemy przed siebie. Jak łatwo poddać się tej chwili. Nasza ulica jest pusta, przy lesie galopujemy najszybciej, potem trochę zwalniam, na wypadek, gdyby jednak któryś z sąsiadów pojawił się znienacka i dojrzał mnie skaczącą z wózkiem. Te chwile są tylko dziewczyn. Przy chłopakach o tym nie wspominamy. To taki nasz mały sekret. Spacerowy rytuał. Jak niewiele trzeba, aby uszczęśliwić dziecko. Stworzyć obraz idealnej mamy. 

- Kocham Cię najbardziej na świecie, wiesz? To jak z tym marzeniem, przypomniałaś sobie?

Jeszcze kilka lat temu padło by pewnie banalne SPA, a może ciepłe kraje? Wieczór z koleżankami przy winie...

-Chciałabym, żebyście byli zdrowi.

W głowie mam pustkę. Tylko tyle i aż tyle. Nic innego nie przychodzi mi na myśl. Próbuję wysilić mózg ze wszystkich sił. Na nic. Jedyne marzenie. Żeby byli zdrowi. Złość ogarnia moje wnętrze. Jak to? Ja nie mam marzeń? Przecież tyle rzeczy bym chciała jeszcze zrobić, zobaczyć. Czemu nie potrafię ich wypowiedzieć? Codziennie się zaklinam, co to nie zrobię jak porosną, jak będę wypoczywać, gdzie pojadę, co zwiedzę, a dziś przy dmuchawcowej wróżbie nie mam marzeń. Przyjaciółka patrzy na mnie dziwnym wzrokiem. 

- Tylko to? 

Zdmuchuje puchate igiełki. Unoszą się w różnych kierunkach. Zostaje okrągła czapeczka.

- Spełni się! A to znasz...dziadek, czy babka? 

Pewnie, że znam. Najlepsza łąkowa zabawa, zaraz po jedzeniu kwaśnego szczawiu prosto z pastwiska. 

Wracamy do domu. Po podłodze walają się porozrzucane zabawki, których już nikomu się nie chce sprzątać na kilka minut. Znów bajzel, a wystarczyłoby je tylko wrzucić do pudełka. Dom to nie muzeum, nie musi lśnić. Słyszałam wielokrotnie od koleżanek. Głównie tych z jednym dzieckiem lub z takimi podhodowanymi, co to już zapomniały jak to było przy niemowlętach.  Nic nie poradzę, że ja lubię mieć czysto. Nie jeżdżę codziennie na szmacie, ale czysta podłoga, to dla mnie czysty dom. Chociaż dziś mogliby się trochę postarać i  uprzątnąć. Przynajmniej w Dniu Mamy. Naczynia też uciekają ze zlewu, a przecież wystarczy je tylko włożyć do zmywarki. Tak...tyle mam udogodnień: zmywarka, suszarka, roomba. Z nimi nic już nie muszę robić. Cuda techniki...Nastawiam wodę na poobiednią kawę. Już czuję jej smak. Wypiję gorącą, póki maluchy śpią. Ale najpierw zrobię szybko coś na obiad, bo jak Bartuś wstanie to na pewno zechce jeść. Z nim nie ma problemu, zje co mama ugotuje i zawsze to jest "mmm...pycha". Po ogarnięciu sprawy obiadu, w myśli wciąż kawa. Nie lubię pić w kuchni, na szybko, na stojąco. Chciałabym pocelebrować. Choć dziś. Nastawiam wodę po raz drugi, ale mimo kawowych myśli, nie sięgam po kubek, ani słoik z kawą, ani mleko. Gwizd czajnika budzi Łucję. To była krótka drzemka. Dziecko domaga się jedzenia. Wkłada rączki do buzi, głośno pokrzykuje. Jedną ręką zakręcam gaz, a drugą odpinam szelki w spacerówce. Przewijam, karmię, odkładam do bujaka. Zadowolona bawi się grzechotką. Moja ręka znów wędruje w stronę kuchennego kurka. Z góry dochodzi nagły stukot. To Bartek już jedzie gdzieś swoim łóżeczkiem. Sprowadzam synka na dół. W międzyczasie Lidia zdążyła już zgasić gaz. Patrzą na mnie dziwnie błyszczące oczy. Czerwone policzki. Nie chce jeść. Nawet czekoladki. Temperatura. Załamka. Znów jakaś choroba. Odechciewa się wszystkiego. Ciszę przerywa marudzenie, płacz, kwilenie, gaworzenie, krzyk, mamanie, to nie - tamto nie, gwizd czajnika.......łapię się za głowę. Chowam twarz w dłoniach. Muszę się wykąpać. Tylko kilka minut, pomyśleć. Zostawiam dzieci z tatą. Wychodzę. 

-Mama???

- Zaraz przyjdzie. 

I przyszła. Odrodzona, jak Feniks z popiołów. Zmyła ten dzień. Taki piękny, niezwykły, inny, bo Dzień Matki. A jednak typowy, sztampowy, codzienny...ciężki. Jest gotowa na nieprzespaną noc. Noc w gorączce, potach, chodzeniu, zaglądaniu, macaniu, nasłuchiwaniu, pikaniu, odmierzaniu...Noc Matki. Na kawę już za późno.

Od kiedy zostaniesz Mamą, nie prześpisz spokojnie żadnej nocy. 

Zawsze już będziesz na tej warcie, bo bez Ciebie ani rusz. Będziesz jedyna i niezastąpiona, cały Wszechświat, pępek świata i będzie Ci z tym cudownie! Mimo chwilowej niemocy, goryczy, złości, żalu, bezradności, wyzucia, pozbawienia wolności i znajomości....A Twoje ręce uleczą najlepiej. Ugłaszczą, utulą, ukoją. Ręce Mamy. Tej bez marzeń, albo marzącej o spokojnym śnie, o filiżance gorącej kawy. Ręce Mamy, chłodny kompres na gorącym czole. Ręce Mamy, tej zatroskanej, wpatrzonej w Ciebie jak w obraz. Ręce Mamy, szorstkie od detergentów, lekko zmarszczone, z krótko obciętymi paznokciami. Czyste. Najdroższe. Dziś rozumiem. Dziękuję Ci Mamo! Za Twoje ręce, że nadal są 💓

"Mama ma teraz dziesięć rąk i wszystkie są nagle zajęte.
Odstawia szafy, ściera kurz, rozmawia z każdym sprzętem.
Wyciąga stare rzeczy, które trzeba odświeżyć,
pierze brudy, bo kąpiel już im się należy.
Zmywa naczynia tarmosząc garnki za uszy,
prasuje i pod suszarką głowy nam mokre suszy.
Mama ma teraz dziesięć rąk i wszystkie są bardzo zmęczone.
Muszę im dodać trochę sił i wziąć je w swoje dłonie"...

 

 

Chcę Ci rzec coś, kochana...

Chcemy Ci rzec coś, kochana! Dzisiaj, jak co dzień rano, zerwałaś się do pracy. Wstajesz tak wcześnie, Mamo, o świcie, niby ...