diarsowe dni, diarspasje, diars

wtorek, 9 lutego 2021

Dzień Pizzy

 Dziś 9 luty - Międzynarodowy Dzień Pizzy. Obchodzicie? 


 

Niby nowoczesne święto, może nawet wymysł, ale chyba fajne? Bo czy jest tu ktoś, kto nie lubi drożdżowego placka z szynką, ciągnącym się serem i czymś tam jeszcze ulubionym?


 

Pamiętam pierwszą otwartą w Chełmie pizzerię. Nazywała się Pizza Bum! Rok 1998 bodajże. Był to malutki lokalik w piwnicy, na ulicy Lwowskiej przy deptaku. W środku trzy albo cztery stoliczki i ten niezwykły zapach. Zapach, od którego człowiekowi od razu się chciało jeść, a kiszki grały marsza jak oszalałe. Na stolikach trzy słoiczki. Sól, pieprz i coś nieznanego. Ciemne, aromatyczne płatki, przypominające majeranek. Jak się po niedługim czasie okazało, było to oczywiście oregano 😁 Wtedy jeszcze nie znaliśmy tej przyprawy, ale skoro stała na stoliku, to trzeba było jej na pewno użyć do pizzy. Sypaliśmy więc tego cuda ile się dało. Czarno było na pizzy i między zębami 😂😂 Takie mam właśnie wspomnienia z tego czasu.

Na pizzę szło się najczęściej w kilka osób i brało jedną. Takie to były czasy, że pizza do najtańszych nie należała i trzeba było sobie jakoś radzić, aby jej spróbować. Wymiar pizzy tradycyjny, czyli 30 cm. Dla każdego wystarczało zaledwie po kawałku, ale ten ciągnący się ser i grube ciasto wynagradzały i ilość i czas oczekiwania. Potem jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się w mieście kolejne pizzerie, a chodzenie na pizzę stało się ulubioną rozrywką i pomysłem na randkę. 

Do dziś przetrwały tylko niektóre z tamtych pizzerii i mają się dobrze, choć w obecnym czasie żyją tylko z dostaw do domu. 

My robimy pizzę domową bardzo często, bo każdy ją lubi. Sylwestrowa pizza to u nas coroczna tradycja. Pizza urodzinowa też się zdarza. Pizza rocznicowa, sobotnia, niedzielna, ale i taka spontaniczna. Każdy ma swoje ulubione dodatki, a dzieciaki najbardziej lubią prostą, z szynką i serem.

 


Oczywiście pomagają przy jej przygotowywaniu i z niecierpliwością czekają na wyjęcie z piekarnika. 

 


Kształty naszej pizzy są różne, najczęściej jest prostokątna na całą blachę lub okrągła, ale zdarzały się już misie, kotki, zające i konie wykonane przez Lidkę.

 

A dziś z okazji zbliżających się Walentynek przybrała kształt serca. 

 

 

Nie byłabym sobą, gdybym nie wtrąciła coś ze swojej dziedziny, która jest również moją wielką pasją. Mam więc coś od Maja Mark dla uczniów. Może akurat taka pizza przyda się przed egzaminem ósmoklasisty, aby posilić szare komórki😉Częstujcie się drodzy uczniowie! Na zdrowie!


 

A jakie są Wasze wspomnienia związane z pizzą? Jakie pizze lubicie i czy dziś na obiad lub podwieczorek zamówicie lub zrobicie swoją ulubioną pizzę? 

 

Życzę smacznego Dnia Pizzy! Diana

poniedziałek, 8 lutego 2021

"I po ptokach"!

 Często w języku potocznym używamy sformułowania "i po ptokach".  Czy jest dopuszczalne w języku polskim i co oznacza?

Zwrotu tego używamy, kiedy chcemy powiedzieć, że sprawy potoczyły się inaczej, niż tego chcieliśmy, i jest za późno, by coś zmienić. 

Oczywiście dopuszczalne jest używanie tego związku frazeologicznego w języku, choć słowniki bardziej preferują poprawną formę, czyli "po ptakach"... więc, żeby po tych ptakach nie było, dziś będzie o nich wpis, a dokładniej o dokarmianiu ptaków zimą.  

Zima w tym roku jest bardzo szczodra. Sypie śniegiem aż miło, zwłaszcza w naszym regionie. Wszyscy rzucają się w wir śnieżnej zabawy. W sklepach brakuje spodni ortalionowych i sanek, a posiadacze koni organizują liczne kuligi.

Wszystko super, tylko w tym zimowo - śnieżnym zamieszaniu musimy pamiętać o jednej ważnej sprawie. Pierwsza to oczywiście BEZPIECZEŃSTWO, ale ważne są też ptaki i zwierzęta, które pod gęstą,białą pierzyną nie mogą znaleźć pożywienia. 

Na pewno niejeden raz dokarmialiście ptaki, które pojawiają się na posesjach i balkonach w poszukiwaniu pokarmu. Jednak czy robicie to prawidłowo? Wiele osób wciąż raczy ptaszki chlebem, a jeszcze gorzej resztkami z obiadu...Sami kiedyś z kromką chleba niejednokrotnie wychodziliśmy na podwórko, a potem z dumą obserwowaliśmy ptasią ucztę na zmarzniętej ziemi. Było tak do czasu, kiedy na jakiejś stronie w Internecie natrafiłam na artykuł, że NIE WOLNO ptakom dawać chleba! Potem zaczęły pojawiać się w mediach takie wymowne plakaty i ludzie stali się bardziej świadomi. Ale czy wszyscy? Wiedziałeś/aś o tym?





Dokarmianie ptaków chlebem powoduje wiele chorób, może im bardzo zaszkodzić. Dlatego nie wrzucajcie chleba do jezior dla łabędzi i kaczek, nie kładźcie w karmnikach, ani nie kruszcie po trawniku...

Czym więc dokarmiać? Co jedzą ptaki? Dużo informacji możecie zaczerpnąć stąd http://www.e-ogrodek.pl/a/czym-i-jak-dokarmiac-ptaki-zima-8294.html

My do tej pory kupowaliśmy kule tłuszczowe dla sikorek, a dla innych ptaszków sypaliśmy do karmnika specjalnie przygotowane mieszanki ziarna, lnu, płatków owsianych, kaszy, słonecznika, orzechów, żurawiny. Bardzo ważna jest też woda, którą należy codziennie dolewać, gdyż szybko zamarza, a z dostępem do niej zimą jest ciężko.

Zainspirowane szybkim znikaniem z drzewa kul tłuszczowych dla sikorek (kupowanych w sklepie), postanowiłyśmy wykonać z Lidką własne smakołyki.

Do wykonania takich kul potrzebujecie:

Smalec (niesolony)

ziarna zbóż, słonecznik łuskany niesolony, siemię lniane, kaszę jęczmienną i płatki owsiane.

Siatkę po warzywach lub owocach (można kupić w sklepie ogrodniczym) i sznurek.

Małe rączki chętnie wymieszały wszystkie składnik w misce, a następnie uformowały z nich kule.


 

Kule włożyłyśmy w siatkę i przewiązałyśmy sznurkiem.

Tak wyglądają gotowe kule do zawieszenia. Trzeba je schłodzić w lodówce, aby dobrze zastygły.



Wspólnie z tatą Lidzia zawiesiła kule na drzewie, a potem czekała na pojawienie się pierwszych gości.


 


Drugim daniem w ptasim menu, jakie wykonałyśmy były ciasteczka z nasion, a inspirację wzięłyśmy z bloga #sowiarnia.

Do wykonania zawieszek potrzebujecie:

2 opakowania żelatyny

1 szklankę gorącej wody 

dowolne nasiona i zboża (pestki dyni, słonecznik łuskany i w całości, płatki owsiane, kasza gryczana niepalona, kasza jaglana, jęczmienna, siemię lniane, orzechy np. laskowe, żurawiny suszone i świeże) – 2½ szklanki


 

Żelatynę trzeba rozprowadzić w gorącej wodzie, a następnie dodać do niej nasiona i wymieszać. 


 


Gotową masą napełnijcie foremki, np. do ciasteczek i dokładnie uklepcie. 


 

Nie zapomnijcie do każdej foremki włożyć słomkę do napojów, aby powstała dziurka do zawieszenia.


 

Tak przygotowane ptasie ciasteczka należy godzinę schłodzić w lodówce.

 Zostaje jeszcze przewiązanie kokardek i można zawieszać na drzewie.



Pierwsi amatorzy naszych smakołyków pojawili się bardzo szybko. Zawitały do nas głównie sikorki i wróble, ale przyleciał też sam doktor dzięcioł oraz sójki. Niestety zdjęcia dało się zrobić tylko z okna, gdyż ptaszki są bardzo płochliwe, a nie bardzo mi się uśmiechało stać nieruchomo przez kilkanaście minut pod drzewem na 10 stopniowym mrozie.


 



 Jeśli zaczniecie dokarmiać ptaki, to musicie pamiętać o prostych zasadach:

1. Trzeba robić to regularnie! Ptaki przyzwyczajają się do miejsc, w których znajdują pożywienie. 

2. Od czasu do czasu wyczyśćcie też karmnik z resztek nasion, aby nie dopuścić do roznoszenia chorób.
3. Dokarmianie należy stopniowo kończyć wczesną wiosną, kiedy wiele gatunków zmienia dietę z roślinnej na zwierzęcą i zaczyna żerować na pojawiających się wówczas owadach. Właściwe jest wykładanie coraz mniejszych ilości pożywienia w karmniku, aby ptaki coraz bardziej stymulować do samodzielnych poszukiwań.

Mam nadzieję, że post się Wam podobał. Zostawcie komentarz na blogu, dołączcie do obserwatorów (klik Obserwuj). Życzymy owocnych obserwacji ptaków i wielu pięknych fotek (pokażcie).

A żeby nie było "po ptokach" to szybciutko bierzcie się za przygotowanie ptasiej stołówki, bo dziś znów sypie śniegiem! Jeszcze nie jest za późno. 

Pozdrawiamy! Miłego dnia! Diana


czwartek, 4 lutego 2021

Plackowego zamieszania ciąg dalszy...

 Placki "kumowskie" nieźle zamieszały Wam w głowach. Niektórzy sobie o nich przypomnieli i postanowili je zrobić. Inni zrobili je po raz pierwszy w życiu i byli wręcz zachwyceni ich smakiem, o czym świadczą pozytywne komentarze pod moim wpisem na fb i postem na blogu. Bardzo mnie to cieszy, że mogłam wielu z Was przypomnieć beztroskie dzieciństwo przywołując ich zapach i smak. Dowiedziałam się także, jak nazywacie je u siebie w domach. Pojawiały się różne nazwy, a prym wiodły jednak sodziaki.

Dostawałam od Was zdjęcia, które świadczą o tym, że placuszki wyszły przepyszne. 

Dziś chcę Wam zaproponować moją, zmodyfikowaną i dawno sprawdzoną wersję tamtych placków. Ciut unowocześnione smakiem serka i wanilii na pewno Wam posmakują. Satysfakcja gwarantowana! I pomysł na podwieczorek jak znalazł! Nie starajcie się ich porównywać do tamtych placków, bo wiadomo, że smaku dzieciństwa nic nie pokona...ale spróbujcie i tych.

Do przygotowania racuszków waniliowych, bo tak je nazwałam, potrzebujecie:

 3 szkl. mąki
1 łyżkę cukru
cukier waniliowy z laską wanilii (będą fajne czarne kropki)
2 jajka
1 łyżeczkę sody
1 serek homogenizowany waniliowy
1 kefir mały
olej do smażenia
cukier puder do posypania


Mąkę trzeba przesiać na stolnicę, zrobić dołek w środku.
Jajka utrzeć w kubku z cukrem i wlać w środek mąki, zamieszać.
Dodać sodę, serek i kefir, zagnieść.
Ciasto nie może być za twarde, bo racuszki nie będą puszyste.
Następnie trzeba rozwałkować placek o grubości 1cm i szklanką wycinać okrągłe racuszki.



Smażyć na złoto z obu stron, posypać cukrem pudrem. 

My uwielbiamy je jeść z  rozgniecionymi truskawkami z cukrem!




Życzę smacznego! Mam nadzieję, że wypróbujecie nasze racuszki waniliowe, a o swoich wrażeniach napiszecie w komentarzu. Zachęcam do obserwowania mojego bloga, wystarczy na dole kliknąć w Obserwuj 😁😊😉

Udanego wieczorku i smacznego podwieczorku życzę! Diana

niedziela, 31 stycznia 2021

Orkiestra Wielkich Serc

 Siema!

Dziś 29 Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy! 

Dziecko Jurka Owsiaka. Tak, tego, co to niektórych tak mocno wkurza za to, jakie czerpie korzyści z tego całego grania... Temat zazwyczaj rozkręca się w styczniu, kiedy trwa owsiakowa "letnia zadyma w środku zimy", czyli WOŚP.

Ja gram w Orkiestrze! I chcę Wam opowiedzieć o moich odczuciach.

Moja przygoda z WOŚP -em rozpoczęła się w 98 roku, kiedy po raz pierwszy miałam zaszczyt być wolontariuszką. Był 6 finał. Zima jak dziś. Śnieżyca, że świata nie widać. Nie chciało się wyjść na ulicę, ale było zadanie do wykonania, misja...zbieraliśmy na dzieci poszkodowane w wypadkach drogowych. Mimo niesprzyjającej aury na ulice po obiedzie wyszło mnóstwo spacerowiczów, z małymi dziećmi na sankach i ramionach. Każdy chciał wrzucić swoją cegiełkę do puszki i mieć czerwone serduszko. Nie dawane do ręki, jak dziś, ale od razu naklejane i to najlepiej w najbardziej widocznym miejscu. Na czapce! Ci ludzie byli dumni z tego, że mają to serduszko, że mogli pomóc. 


 

W tamtym czasie jeszcze trzeba było dużo tłumaczyć, co to za akcja, na co zbieramy, bo nie było to aż tak nagłaśniane w mediach. Ale ludzie chętnie wspierali. Wolontariuszy trzeba było też wówczas wypatrywać, gdyż na ulicach nie było nas aż tak dużo. Potem były kolejne finały, w które wciągałam znajomych. Niestety nie mam żadnych zdjęć z tych akcji. Wiadomo smartfonów nie było. Zostały piękne wspomnienia.

Po finałach pisałam listy do Jurka. Często długie i z wierszami, opisywałam moje odczucia. Zawsze odpisał! Do dziś zachowałam te listy na pamiątkę. Przysyłał mi też płyty, książki, gadżety, zapraszał do studia. Słuchałam jego audycji "Sie kręci"w radiowej trójce. Raz nawet przeczytał mój list na antenie!


 

Z grupą przyjaciół jeździliśmy też na owsiakowe wówczas Przystanki Woodstock. Chodziliśmy tam na koncerty, spaliśmy w namiotach, śpiewaliśmy przy gitarze Cichego. Nie byliśmy święci, ale nie byliśmy bandą, dziczą, hołotą...jak dało się słyszeć w TV. Byliśmy młodzieżą lat 90. Pełni optymizmu, zapału i szacunku do siebie! Wszyscy wyszliśmy na ludzi. Baśka Sz. (w wianku) założyła w naszym mieście teatr. Biały (ten z otwartą japą na pierwszym planie) śpiewa w zespole Gravity Off, spełnił swoje marzenie i w ubiegłym roku zagrał na Pol'and'Rock, czyli dawnym Woodstocku. Emilka (2 od lewej) jest cenionym grafikiem....i tak dalej można by wymieniać. "To my - Ziemi naszej sól z brudnych dzielnic i zapadłych dziur"pokazywaliśmy czym jest prawdziwa przyjaźń, miłość, muzyka! A Owsiak organizował i organizuje nam te "przystanki", jako wdzięczność za udział w Orkiestrze.


 

Jako nauczyciel również skorzystałam z ofiarności WOŚP -u. Zostałam przeszkolona w akcji "Ratujemy i uczymy ratować" i przywiozłam do naszej maleńkiej szkółki 3 fantomy i wiele pomocnych gadżetów do nauki pierwszej pomocy. Nigdy nie byłoby nas stać na takie pomoce. Dzięki tej akcji mogłam uczyć dzieci udzielania pierwszej pomocy na zajęciach.


 

W ubiegłym roku byłam z instruktorami Hufca Chełm w Józefowie na Roztoczu na szkoleniu. Akurat się tak cudnie złożyło, że na rynku tego malutkiego miasteczka trwał finał WOŚP. Wskoczyliśmy bardzo spontanicznie na scenę, wywołaliśmy jednego z małych wolontariuszy. My zaśpiewaliśmy kilka harcerskich piosenek, a chłopak wszedł w tłum z puszką. Tak spontanicznie działają tylko harcerze i WOŚP! To była niesamowita chwila. Cieszyliśmy się jak dzieci, że mogliśmy wesprzeć Orkiestrę z dala od domu. 


 

I na koniec moje matczyne odczucia...chyba najbardziej trudne i zarazem wzruszające momenty zetknięcia ze sprzętem od Owsiaka.

Maleńkie ciałko mojej pierworodnej córeczki powoli wsuwające się w tomograf z wielkim czerwonym sercem. Pompy strzykawkowe podające bezboleśnie leki trzymanemu na rękach niemowlęciu. I marzenie, które się spełniło po wielu latach. Wielkie czerwone fotele dla rodziców, koczujących przy dziecięcych łóżeczkach, które pojawiły się niedawno. Kiedy siedziałam przez 9 nocy przy łóżeczku mojej 8 miesięcznej córki na krześle o takich właśnie marzyłam! Dziękuję Ci za nie Jurku w imieniu innych rodziców!

Orkiestrowe serce towarzyszyło mi, kiedy wchodziłam do szpitala, aby rodzić synka. Wiedziałam, że skoro tak jasno świeci nad szpitalnymi drzwiami, to tu mogę czuć się bezpiecznie. I niedawno, kiedy na świat jako wcześniak wybrała się moja najmłodsza Kruszyna i do sali porodowej wjechał inkubator z serduszkiem. 

Gram w Orkiestrze Owsiaka! Orkiestrze Wielkich Serc! "Do końca świata i o jeden dzień dłużej!" Biorę udział w internetowych licytacjach i sama wystawiam swoje rękodzieło. A dziś wrzucę do orkiestrowej puszki kolejny raz swoją cegiełkę i moje dzieci też! Dziękuję Jurkowi za to, że mimo wszelkich przeciwności chce organizować kolejne finały i być dyrygentem tej Orkiestry ludzkich serc! Bo razem WYGRAMY! 


Jeśli macie ochotę, to opiszcie swoje odczucia i wspomnienia z orkiestrowego grania 😉 

Udanej niedzieli Wam życzę! Diana


sobota, 30 stycznia 2021

Historia z plackami w tle

Placki Babci Lili...

Dziś sobota, więc pora zrobić placki. Miękkie, pulchniutkie, z dziurami w środku...takie są!            

Ja nazwałam je plackami babci Lili, gdyż pamiętam je z czasów dzieciństwa, kiedy nasza babcia często je smażyła. Zwłaszcza latem, gdy spędzałyśmy u niej wakacje. Zawsze były posypywane cukrem pudrem i podawane z gotowaną, ciemną kawą zbożową...

Potem te placki robiła moja mama, ale (nic jej nie ujmując oczywiści) to już nie były te babcine 😁

Aż wreszcie postanowiłam, że sama nauczę się je robić. Najpierw dla męża, a teraz dla dzieciaków, które je uwielbiają. My jemy je z marmoladą, choć Lidka dotrzymuje tradycji i została przy cukrze pudrze.  

Jakież było moje zdziwienie, gdy odwiedzająca mnie koleżanka z Podkarpacia powiedziała, że to są ich tradycyjne proziaki! Tylko u nich wypiekało się je na płycie kuchni kaflowej. Ile lat żyję i jem te nasze placki, to tej nazwy nie słyszałam. Zaczęłam szperać w Internetach i rzeczywiście były te proziaki...Ciut zawiedziona pędzę do babci i pytam o historię przepisu. Oczywiście mówię jej o proziakach. Babcia oczy wytrzeszczyła i też takiej nazwy nie słyszała. Placki zna od swojej mamy, a tamta od swojej...i nie wiadomo jeszcze, która od której. Moja babcia przywiozła ten przepis do Kumowa po ślubie z rodzinnego domu z Mołodutyna, więc nazywała je mołodutyńskie. Nie raz słyszałam i inne nazwy: sodówki, placki na zsiadłym mleku, placki na sodzie, ale z ręką na sercu mówię, że o proziakach pierwszy raz usłyszałam w sierpniu 2020, mając 39 latek na koncie.

Tak czy inaczej u mnie są to placki babci Lili, smażę je na oleju, moja rodzina się nimi zajada najczęściej na podwieczorek, a przepis mojej babuni znajdziecie tu https://www.przyslijprzepis.pl/przepis/placki-babci-lili-1

Ja kroję ciasto na grubsze prostokąty, romby, kwadraty czy co kto woli i daję im jeszcze chwilę na stolnicy, aby podrosły, wtedy są bardziej pulchne.

A po usmażeniu prezentują się tak:
 
Następnym razem poznacie nieco zmodyfikowaną przeze mnie wersję babcinego przepisu, ciut nowoczesną, ale równie smaczną. Pozdrawiam i życzę miłej soboty! Diana

 

czwartek, 28 stycznia 2021

Lampion ze słoika

 Niedawno obchodziliśmy Dzień Babci. Z tej okazji Lidka postanowiła własnoręcznie wykonać upominek dla Babci Iwonki i Prababci Lili. Postanowiłyśmy, że będą to lampiony ze starych słoików, które kiedyś widziałyśmy tu https://mojedziecikreatywnie.pl/2018/01/lampion-ze-sloika-pachnacy-i-od-serca/

 Zobaczcie, jak krok po kroku powstawały lidkowe prezenty. Babcie oczywiście były zachwycone!

Do wykonania lampionu potrzebujecie:

- słoik

- białą farbę akrylową

- gąbkę

- serce wycięte z papieru i podklejone taśmą dwustronną

- sól morską plus ewentualnie barwniki

- wstążkę lub sznurek

- świeczkę typu tea light

1. Serce przyklejcie na suchy słoik, a następnie przy pomocy gąbki pomalujcie całą powierzchnię białą farbą.


 

2. Pomalowany słoik odstawcie do wysuszenia.



3. Delikatnie odklejcie serce od słoika, tak, aby powstało Wam okienko.


 4. Do słoika nasypcie białej soli morskiej lub zabarwcie ją według uznania barwnikiem. My użyłyśmy takiego do mydełek.



5. Słoik przewiążcie wstążką lub sznurkiem. Nie zapomnijcie włożyć świeczki do środka! Lampion gotowy!

A lampiony Lidii prezentowały się uroczo...




Mam nadzieję, że pomysł się Wam podoba? Możecie go wykorzystać np. na zbliżające się Walentynki lub inną okazję. 

Do zobaczenia! Miłego dnia! 

Diarsowe Dni

Chcę Ci rzec coś, kochana...

Chcemy Ci rzec coś, kochana! Dzisiaj, jak co dzień rano, zerwałaś się do pracy. Wstajesz tak wcześnie, Mamo, o świcie, niby ...